english version below
Jakiś czas temu zacząłem tworzyć listę rzeczy, które wywarły na mnie największy wpływ. Chciałbym w związku z tym poszerzyć tematykę tego bloga o kilka innych zagadnień, choć wciąż związanych z tkaniną. Poniżej opis jednego z najważniejszych dla mnie utworów / albumów / tekstów improwizowanych.

Na słuchawkach koncert Jarretta z Tokio. Fraza zaczęła się łamać, wychodzić z toniki, popadać w złożoną konstrukcję o wielu nachodzących na siebie przęsłach, nie wprowadził żadnych ozdobników, nie pozwolił na zastanowienie, na wytchnienie, na decyzję co dalej; wyprzedza to, potrafi przewidzieć, operuje przynajmniej na 4 płaszczyznach, lewej, prawej, tańca i śpiewu. Rośnie jak wieża babel, zaczyna wyrzygiwać z siebie spiętrzenie, schody, drabinę, okna zazębiają się wzajemnie, ściany kruszą z hukiem i geologicznym napieraniem, nawarstwia się, syczy jak lawa, jęczy w ekstazie. To wyrasta jedno na drugim, osiąga kakofoniczny, katatoniczny szczyt, ale jest w tym metoda. Bawi się, czysta muzyka, może tak jak ptak – nie wie jak. Jak szpak który naśladuje kraksę, klakson, strzępy zgiełku cytując z pamięci, czy mają dla niego znaczenie? Może jak Charles Ives, który jako małe dziecko zasłyszał 3 schodzące się ze sobą melodie na przecięciu trzech ulic, trzy orkiestry uliczne. Dlaczego to miało dla niego tak dużą wagę? The Unanswered Question. Nagle Jarrett wpada w porywający rytm, rodem z gospel, w prawej ręce zaczyna śpiewać powtarzany pasaż, w lewej perkusja. Jednocześnie bawi się z nami, prowadząc rozmowę z naszymi i swoimi oczekiwaniami, ale często z uderzeń i powtórzeń w odpowiedniej synkopie, zawieszeniu dochodzi do tego co napędza cały ten gargantuiczny wysiłek. Jak to nazwać? Lepiej posłuchać. Każdy z tych solowych koncertów oscyluje między jasnością, ale zaraz odwraca się, wpada w akcenty minorowe, bardzo skomplikowane zestawy, to już nie jest jazz, te momenty odsłaniają jakąś prawdę, zmaganie, walkę dziejącą się jakby pod powierzchnią, potem wszystko się uspokaja i znowu wpada w radosne zawodzenie i łatwiejszy rytm do którego można tańczyć – jest to opowieść, a może bełkot o życiu.
Some time ago I began compiling a list of things that have had the greatest influence on me. Accordingly, I’d now like to broaden the scope of this blog to cover a few other topics—though still related to textiles. Below is a description of one of the most important improvisational pieces/albums/texts for me.
On my headphones, a Jarrett concert from Tokyo. The phrase begins to break apart, to drift away from the tonic, to fall into a complex structure of overlapping spans; he adds no embellishments, allows no pause for reflection, no respite, no decision about what comes next; he anticipates it, can predict it, operates on at least four planes—left hand, right hand, dance, and song. It grows like the Tower of Babel, erupting in piled-up forms: stairs, a ladder, windows interlocking, walls crumbling with a crash and geological pressure, layering upon layering, hissing like lava, moaning in ecstasy. One thing sprouts on top of another until it reaches a cacophonous, catatonic peak—but there’s a method to it. It plays, pure music, perhaps like a bird—without knowing how. Like a starling that imitates a honk, a car crash, scraps of urban clamor quoted from memory—do they mean anything to it? Perhaps like Charles Ives, who as a child overheard three melodies converging at the intersection of three streets—three street‐band orchestras. Why did that matter so much to him? The Unanswered Question. Suddenly Jarrett bursts into an uplifting gospel rhythm: his right hand begins to “sing” a recurring passage, his left hand becomes percussion. At the same time, he toys with us, conversing with our expectations and his own—but often, through the precisely placed strikes and syncopated repeats and suspensions, he arrives at the force that powers this gargantuan effort. What should you call it? Better to listen. Each of these solo concerts oscillates toward brightness but then turns on a dime, slipping into minor accents, very complex combinations—this is no longer jazz. These moments reveal some truth, a struggle, a battle happening just beneath the surface. Then everything calms, only to burst again into joyful laments and a lighter danceable rhythm—it’s a story, or perhaps a babble about life.
Comments
Post a Comment